Pogranicza to dziwne miejsca. Przenikają się języki, zwyczaje, zawierane są mieszane małżeństwa, zanika granica między tym co nasze, a co obce. Można nie lubić Czechów czy Słowaków, ale nie zmienia to faktu, że Oni używają słów polskich, a My słowackich lub czeskich. Pewnie nie inaczej było przed II Wojną Światową, na pograniczu polsko-niemieckim, między Wielkopolską, a Dolnym Śląskiem. Wschodnia część dzisiejszego powiatu milickiego, to właśnie takie pogranicze, o jakim wspomniałem. Na terenach bliskich granicy, Polacy stanowili dość poważny odsetek zatrudnionych w majątkach ziemskich i gospodarstwach rolnych. (od 30 do 40% ogółu zatrudnionych). Zapewne dochodziło do mieszanych małżeństw, a nawet osiedleń.
Po II Wojnie światowej ludność na tym terenie wymieniła się całkowicie. Dramat – między innymi podobnie jak na Śląsku Opolskim, Górnym Śląsku czy Mazurach polegał na tym, że nikt nie sprawdzał pochodzenia zamieszkującej te tereny autochtonicznej ludności. Tam mieszkali po prostu Niemcy. Nie było niuansów, odcieni szarości… Ci którzy przyszli pamiętali jedynie krzywdy jakich doznali i nie ma się czemu dziwić. Wojna przeorała emocje, wyzuła z empatii i współczucia. Trzeba było walczyć o swoje i jakoś urządzić się na nowo. W obcym miejscu, bez sąsiadów których się znało, z cmentarzami, gdzie na nagrobkach wyryto szwabachą lub gotykiem twardo brzmiące nazwiska. Brzmiące groźnie, bo kojarzyły się z latami bólu, pogromów, wywózek i śmierci. Pod ręką nie było wroga, na którym można było się zemścić, tylko groby, niemi świadkowie kultury, która bezpowrotnie minęła. Cmentarze w większości protestanckie, a więc tym bardziej obce. Być może wiele z pochowanych tam osób mogło mieć polskie pochodzenie, ba być Polakami. Kto by dociekał?
Dziewiętlin (niemiecka nazwa tej wsi to Dziewentline, w latach 1936-1945 Hedwigsthal). Na starej, przedwojennej mapie znalazłem obie te nazwy, a więc stosowane były równolegle., niewielka wieś w powiecie milickim. W XIX wieku jej właścicielem był Hans Heinrich XIV Bolko Hrabia Hochberg – niemiecki dyplomata, dyrektor artystyczny i kompozytor. “Hochbergowie na stałe wpisali się w kulturową przestrzeń Śląska, zarówno jako władcy imponujących terenów i miejsc, jak zamki w Książu i Pszczynie, jak i za sprawą zainteresowania sprawami kościelnymi, czego wyrazem może być ich własna loża w Kościele Pokoju w Świdnicy czy też zaangażowanie późniejszych członków tej rodziny w rozwój fabryk, kopalni i kolei na Śląsku. Nie brakowało wśród nich osób, które łączyły kompetencje zarządcy dóbr, ambicję architektoniczną z wrażliwością na artystyczne piękno.”(1) Dzisiaj z dawnej świetności Dziewiętlina zostało niewiele, w tym zrujnowany ewangelicki cmentarz. Położony na odludziu, na stoku moreny; porośnięty lasem. Zachowały się resztki nagrobków, niektóre z tablicami albo ich resztkami. Być może inne zostały zużyte na nowych, już powojennych grobach, a może jest przykryta przez leśne poszycie. Wykorzystywanie materiału ze starych nagrobków to nic nowego i dzieje się tak na całym świecie. Cmentarz był poza wsią – ciekawe dlaczego? To pole do dociekań, a być może prac archeologicznych.
Zaskoczyła mnie informacja o tym, kto była właścicielem tego majątku. Hochbergowie to bardzo zasłużona rodzina, również dla Polski. Jej potomkowie walczyli przeciwko nazistom, Jan Henryk XVII, jako Henry Pless w brytyjskim lotnictwie (2), a Alexander Hochberg zaciągnął się do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, walczył pod Monte Cassino, a nawet ochraniał premiera i Naczelnego Wodza RP gen. Władysława Sikorskiego.(3)
Źródła:
- https://www.researchgate.net/publication/392782417_Bolko_von_Hochberg_i_jego_muzyczne_dziedzictwo
- https://pl.wikipedia.org/wiki/Jan_Henryk_XV_Hochberg_ks_von_Pless
- https://warhist.pl/artykul/alexander-hochberg-ksiaze-ktory-walczyl-pod-monte-cassino/