Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę hasło „fotografia” i już po chwili zostajemy zasypani ofertami kursów, warsztatów i poradników. Niemal każdy z nich obiecuje nauczyć nas storytellingu. Dowiadujemy się, jak opowiadać historie, jak sprawić, by nasze zdjęcia „mówiły”, i jak budować narrację, która poruszy widza. To trochę tak, jakby w fotografii nie istniało nic innego. Cała sztuka sprowadzona do jednego, aktualnie obowiązującego trendu. Ta wszechobecna narracja, która dominowała w reportażu i fotografii dokumentalnej, rozlała się na inne gatunki. Nagłe „odkrycie” storytellingu stało się niemal przymusem. Coraz częściej krytycy i jury konkursów poszukują w pracach głębokiego, emocjonalnego kontekstu, a brak wyraźnej historii bywa powodem odrzucenia świetnych, technicznie i wizualnie zdjęć.
Storytelling jako współczesny piktorializm
Gdybyśmy cofnęli się w czasie, do przełomu XIX i XX wieku, zobaczylibyśmy podobną sytuację. Wtedy fotografowie, nazywani piktorialistami, próbowali upodobnić swoje zdjęcia do malarstwa. Zacierali szczegóły, dodawali miękkości, chcąc uciec od „mechanicznego” charakteru aparatu. Chodziło o udowodnienie, że fotografia to sztuka, a nie tylko bezduszne, techniczne odwzorowanie rzeczywistości. Dzisiaj mamy podobny proces. Zamiast malarskich technik, używamy historii, aby nadać fotografii wyższego, artystycznego sensu. W zalewie miliardów zdjęć, robionych na co dzień przez każdego z nas, opowieść staje się sposobem na to, by wyróżnić się i uzasadnić artystyczną wartość dzieła. To naturalne dążenie do nadania sensu i celu, ale rodzi pytanie: czy naprawdę każde zdjęcie musi opowiadać jakąś opowieść?
Piękno chwili i czystej formy
Wielu fotografów, w tym ja, czuje frustrację, gdy ich prace są oceniane przez pryzmat opowieści, którą miałyby rzekomo nieść. A co, jeśli celem zdjęcia nie jest narracja, ale uchwycenie chwili? Popatrzmy na fotografię architektury. Jej piękno tkwi w grze świateł i cieni, w geometrycznych liniach, w relacji formy do otoczenia. Tu opowieść jest w samym detalu, w teksturze starej cegły, w odbiciu nieba na szklanej fasadzie. To historia, którą widz musi odkryć sam. Podobnie w fotografii krajobrazowej. Opowieść nie jest o tym, kto tam był ani co się wydarzyło. Opowieść jest w majestacie góry, w surowym pięknie pustyni, w ciszy, którą można poczuć, patrząc na zamglony poranek. Fotografia makro to z kolei opowieść o niewidocznym świecie. Opowiada o tym, jak nagle drobny, niepozorny liść czy owad stają się centrum naszego wszechświata. Tu nie potrzeba słów, by poczuć magię.
Twój styl to Twoja siła
Przymus opowiadania historii często prowadzi do tworzenia zdjęć przemyślanych pod jury, a nie pod własne serce. Pamiętaj, że sztuka jest subiektywna. Twój sposób patrzenia na świat, Twoje skupienie na detalu, na formie, na kompozycji – to jest Twoja unikalna perspektywa. Jeśli czujesz, że Twoje zdjęcia są odrzucane z konkursów z powodu braku narracji, to może po prostu startujesz w niewłaściwych konkursach? Poszukaj tych, które cenią fotografię artystyczną, abstrakcyjną czy krajobrazową. Nie rezygnuj ze swojego unikalnego spojrzenia na świat. Nie daj się zniechęcić trendom, które sprowadzają bogactwo fotografii do jednego, jedynego kryterium. Twoje zdjęcia mają wartość, bo są Twoje. Opowiadają historię, ale w sposób, który jest bliski właśnie Tobie i który pozostawia widzowi przestrzeń na jego własną, unikalną interpretację. I w tym tkwi ich prawdziwa siła.

